„Wielka Warszawska” – film, który rozczarowuje: Po oczekiwaniach, nuda na ekranie

„Wielka Warszawska” rozczarowuje. Film, który miał być wielką produkcją o wyścigach i mafijnych układach czasów PRL, nie spełnia oczekiwań.

3 Odczyt
"Wielka Warszawska" – rozczarowująca produkcja 2025 roku

„Wielka Warszawska” miała być wielkim powrotem do tradycji polskiego kina szulerów, takich jak „Wielki Szu” czy „Piłkarski poker”. Jednak po obejrzeniu najnowszej produkcji widać, że mimo ambitnych założeń, film nie spełnia oczekiwań. Zapowiadany epicki obraz o pieniądzach, wyścigach konnych i mafijnych układach czasów PRL, zastał sporym rozczarowaniem. Materiał przygotowała redakcja lechia-gdansk.pl/

„Wielka Warszawska” miała wielki potencjał. Scenariusz Jan Purzyckiego, który napisał go jeszcze w latach 80., obiecywał niezapomniane widowisko. Film zapowiadano jako ostatni element trylogii filmów o przekrętach w czasach PRL. Niestety, produkcja spotkała się z wieloma trudnościami, m.in. z obostrzeniami w tamtym okresie, które mogły zablokować jej powstanie. Władze obawiały się, że taki film ujawni niechlubne tajemnice Państwowych Torów Wyścigów Konnych. Choć realizacja filmu w 2025 roku wywoływała nadzieje na wielkie kino, w rzeczywistości pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi.

"Wielka Warszawska" – rozczarowująca produkcja 2025 roku

Głównym bohaterem jest Krzysiek (Tomasz Ziętek), młody mężczyzna, który stara się uniknąć życia, które prowadził jego ojciec. Kajetan (Ireneusz Czop), jego ojciec, były dżokej, którego karierę zniszczyli gangsterzy, miał nadzieję, że syn nie podąży tą samą drogą. Szybkie wyścigi, wielkie pieniądze i nieczyste zagrywki – to rzeczywistość, w której Krzysiek stara się odnaleźć swoje miejsce. Z czasem, Krzysiek odkrywa, że wyścigi to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a cała branża to korupcja i mafijne powiązania.

Jednak zamiast ekscytujących wyścigów i dramatycznych zwrotów akcji, widzowie otrzymali dość nudną historię. Choć film na pewno ma swoje plusy, takie jak świetna obsada z Tomaszem Ziętkiem, Ireneuszem Czopem czy Tomaszem Saprykiem, to wciąż brakuje tu emocji i głębi. Wydaje się, że postaci kobiece, takie jak Irena (Agnieszka Żulewska) i Ewa (Mary Pawłowska), zostały niepotrzebnie wpleciona w tę opowieść, co jedynie rozmywa główny wątek.

Film, który początkowo mógłby rozwinąć temat wyścigów i dżokejów, w końcu wydaje się raczej niewykorzystaną szansą. Zamiast zaskakiwać i intrygować, „Wielka Warszawska” pozostaje w gruncie rzeczy przewidywalną opowieścią, której brakuje pazura. Być może lepiej sprawdziłby się w formie serialu, w którym można by bardziej szczegółowo opisać ten unikalny świat wyścigów.

"Wielka Warszawska" – rozczarowująca produkcja 2025 roku

Na koniec warto dodać, że „Wielka Warszawska” z pewnością nie dostarczy widzowi takich emocji, jak obiecywano. Choć ma swoje momenty, film nie spełnia pokładanych w nim nadziei i zostaje jedynie poprawnym filmem rozrywkowym, ale bez większego ładunku emocjonalnego.

Przypomnijmy, że pisaliśmy również o tym, że Martyna Wojciechowska na Grenlandii spróbuje przysmaków.