Na torze Marina Bay odbyły się kwalifikacje do Grand Prix Singapuru – osiemnastego etapu mistrzostw Formuły 1. Wyniki zaskoczyły nawet tych, którzy śledzą każdy trening. Zespoły uważane za faworytów tym razem znalazły się w cieniu, a ci, od których nikt nie oczekiwał sensacji, nagle wyszli na pierwszy plan. Materiał przygotowała redakcja lechia-gdansk.pl.
Jak podkreślają analitycy, upał, specyficzna konfiguracja toru i charakterystyka opon były kluczowymi czynnikami zmian w stawce. Ferrari i McLaren nie poradzili sobie z adaptacją do warunków weekendu, Red Bull był blisko, ale nie sięgnął po pole position. Za to Mercedes niespodziewanie błysnął formą – i to na torze, który zwykle sprawia mu więcej problemów niż powodów do radości.
Mercedes: ustawienia zamiast magii
Po piątkowych treningach mało kto stawiał na „Srebrne Strzały”. Balans samochodu był daleki od ideału, a gorące warunki groziły przegrzewaniem opon – tradycyjną słabością zespołu. Jednak do soboty inżynierom udało się całkowicie odmienić zachowanie bolidu.

W16 wyglądał stabilnie i przewidywalnie. Podwozie wreszcie zapewniło właściwą równowagę między przyczepnością przedniej osi a stabilnością tyłu. W efekcie Mercedes zyskał dokładnie to, czego potrzebował na ciasnych zakrętach Singapuru – pewne prowadzenie bez uślizgów i nadsterowności.
Pojawiły się plotki, że za poprawą stoi nowe rozwiązanie aerodynamiczne – rzekomo zespół znalazł lukę w dyrektywie technicznej i zachował elastyczność tylnego skrzydła. Jednak dane telemetryczne pokazały coś odwrotnego: konstrukcja jest nawet sztywniejsza niż wcześniej. Sekret tkwi nie w trikach, lecz w precyzyjnej pracy inżynierów.
George Russell pojechał perfekcyjne okrążenie – bez błędów, z maksymalną precyzją na każdym wierzchołku zakrętu. Jego partner, Andrea Kimi Antonelli, również był szybki, ale popełnił kilka drobnych błędów w drugim sektorze. Jedyną niewiadomą pozostaje tempo wyścigowe – Mercedes nie zdążył przeprowadzić długich przejazdów, więc trudno przewidzieć zachowanie auta na dystansie. Mimo to kwalifikacje były najlepszym dowodem na to, że zespół potrafi się odrodzić.
Red Bull: blisko, ale nie na szczycie
Dla Red Bulla Grand Prix Singapuru było swoistym egzaminem. Po letniej przerwie zespół wyraźnie się poprawił, lecz sukcesy odnosił głównie na szybkich torach. Marina Bay to jednak zupełne przeciwieństwo.
Max Verstappen wyglądał pewnie podczas treningów i był jednym z liderów w pierwszej części kwalifikacji. Jednak decydująca próba nie poszła po jego myśli. Według Holendra przeszkodził mu Lando Norris, ale powtórka telemetryczna pokazała, że odległość między nimi była wystarczająca. Prawdziwą przyczyną była własna pomyłka Verstappena w ostatniej sekcji toru.
Mimo to strata do Russella wyniosła zaledwie kilka dziesiątych sekundy. To pokazuje, że Red Bull nadal jest konkurencyjny, nawet jeśli tor nie sprzyja ich bolidowi. W niedzielnym wyścigu Verstappen z pewnością będzie walczyć o podium, zwłaszcza jeśli strategia okaże się trafna.

McLaren: systemowa awaria
McLaren przyjechał do Singapuru z nadzieją na rewanż, ale rzeczywistość okazała się surowsza. Na nierównych i monotonicznych zakrętach pomarańczowe bolidy nie mogły znaleźć właściwego rytmu. Zespół stracił prędkość w drugim sektorze, gdzie zwykle zyskuje przewagę, a ani Lando Norris, ani Oscar Piastri nie potrafili wycisnąć maksimum z samochodu.
Norris popełnił błędy w trzecim sektorze i ruszył do decydującego przejazdu zbyt wcześnie – zanim tor osiągnął optymalną przyczepność. Piastri przyznał, że dał z siebie wszystko, ale to nie wystarczyło.
Ciekawostką jest, że McLaren może odzyskać część pozycji w wyścigu. Prognozy przewidują deszcz, a wysoka wilgotność i szybkie zużycie opon mogą zadziałać na korzyść zespołu. Podczas dłuższych przejazdów ich bolidy zużywają opony wolniej niż rywale, co może być kluczem do zdobycia punktów.

Ferrari: utrata równowagi
Dla Ferrari weekend zaczął się obiecująco. Pierwsze treningi wyglądały znakomicie – wydawało się, że tor idealnie pasuje do charakterystyki bolidu. Jednak w sobotę wszystko się posypało.
Charles Leclerc przyznał, że zespół musiał zmienić ustawienia i podnieść wysokość samochodu – prawdopodobnie z obawy o zużycie płyty podłogowej. To jednak zniszczyło równowagę aerodynamiczną i pozbawiło bolid przyczepności w wolnych zakrętach.
W rezultacie Ferrari wypadło z czołówki. W tempie wyścigowym sytuacja może być nieco lepsza, ale walka o podium wydaje się mało realna. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to rywalizacja o miejsca w pierwszej piątce – jeśli strategia nie zawiedzie.

Co czeka nas w wyścigu
Trudny tor, wysoka wilgotność i ograniczone możliwości wyprzedzania zapowiadają strategiczne zmagania. Mercedes i Red Bull powalczą o zwycięstwo, a Ferrari i McLaren spróbują wykorzystać taktykę i tempo.
Największą niewiadomą pozostaje to, czy Mercedes utrzyma przewagę w upale, który wcześniej był jego największym wrogiem. A jeśli spadnie deszcz, wyścig może stać się jednym z najbardziej nieprzewidywalnych w tym sezonie.
Przypomnijmy, pisaliśmy także o Superliga na bazie Ligi Mistrzów — co to takiego.